Początki fabryki związane są z osobą Adriaana Koole, właściciela młyna De Oranjeboom, który w 1883 roku zakupił teren. W 1884 założył spółkę z Arie de Koster, handlarzem ziarnem, nasionami i mąką.
W 1928 fabryka przybrała skróconą nazwę De Sleutels (klucze). Pod koniec lat 50-tych dostarczała mąkę 20% holenderskiej ludności. W latach 60-tych fabrykę przejęła firma Meneba z Rotterdamu. W 1988 została zamknięta.
Kompleks składa się z 13 budynków: kotłowni, silosów, budynków w których przetwarzano i pakowano mąkę, biura z mieszkaniami służbowymi i stojaków dla rowerów.
W 2000 roku kompleks wpisano na listę zabytków. Dwa lata później rozpoczęto przebudowę wg projektu szwajcarskiego architekta Petera Zumthor. Kompleks będzie mieścił pomieszczenia mieszkalne, gastronomiczne, biurowe i wystawowe.





Trochę zaskoczył ich fakt, że teraz nie tylko oni pojawiają się na zdjęciach. Ktoś zaczął używać samowyzwalacza, by dokumentować zmieniające się kształty.
Praca w Shell-u ma swoje plusy. Czasami ;-).
W ubiegły poniedziałek mieliśmy w Head Quarters sesje pytań i odpowiedzi (oczywiście żadnych tam spontanicznych; wszystko zostało zawczasu przygotowane i zatwierdzone) z Michaelem Schumacherem. Ha! Na samej sesji niestety nie byłam (ktoś musi pracować 😉 ale mistrza Formuły 1 widziałam. Nie pytajcie dlaczego akurat w poniedziałek nie miałam ze sobą aparatu. Nie wiem. Ale fotki mam z Shellowskiego źródła.
No i mamy przynajmniej namiastkę świątecznej aury ;). Przykra sprawa, ale w moim mieście śniegu nie ma. Mimo, że jest położone niecałe 120 km od Śnieżki, gdzie jest jego półtora metra.
Czy macie jakiś ulubiony motyw, a raczej przedmiot/istotę, którą lubicie fotografować? Coś, co często przewija się na Waszym filmie tudzież karcie pamięci? Coś, co jest tak zmienne, że nawet setne z kolei ujęcie będzie niepowtarzalne?
To najlepszy facet i przyjaciel, o jakim można marzyć :smile_tb:. Nazywa się Edmund i jesteśmy razem już 6 albo 7 lat. Nigdy nie narzeka, gdy trzeba wstać o 4.30, w sobotę (!), by zdążyć na autobus o 5.35 i pojechać w góry. Nie marudzi „Co? Znowu chcesz iść do muzeum?” albo „Ile jeszcze będziesz się przymierzać do zrobienia tego zdjęcia?”. Nie przeszkadza mu sucha bagietka z pasztetem i kubeczek kefiru na obiad. Może spać w śpiworze na podłodze (choć nie wiedzieć czemu woli w butach). Nie straszne mu słońce, wiatr (byle był mocno przywiązany) czy śnieg (ma zresztą ‘kurteczkę’). Jedynie wody nie lubi; myślę, że to uraz po tym, jak wpadł do fontanny, przy której robiłam mu zdjęcie.
Tydzień temu urządziliśmy sobie w ogrodzie pożegnanie lata. Z sukcesem :happy_tb: przetestowałam nowe przepisy na filety z kurczaka, marynowane plastry ananasa i pieczarki z serem pieczone na grillu, a zaimprowizowany sos z musztardą Dijon i ziołami prowansalskimi okazał się przebojem.