Góry Wałbrzyskie

Miałam szczęście ;). Udało mi się skorzystać z ostatniego (chociaż mam nadzieję, że jednak to nie był ostatni) dnia złotej jesieni. Fantastyczna pogoda – słońce, czyste niebo, lekki wiaterek, dosyć ciepło. Wskoczyłam więc w autobus i o 10.00 byłam w Wałbrzychu (wiem, wiem, że późno, ale nie ma fizycznej możliwości by być tam wcześniej, jeśli jest się skazanym na transport publiczny). Cel – Chełmiec (851 m n.p.m.), do niedawno uważany za najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich, ale stracił ten status na rzecz Borowej (853 m n.p.m.) położonej po przeciwnej stronie kotliny wałbrzyskiej.
A oto mapka sytuacyjna (czerwonymi kropkami zaznaczyłam trasę mojej wycieczki).

gw_mapa.JPG

Tak więc najpierw przez stary Wałbrzych i złocisto-pomarańczową aleją na zboczu Wzgórza Giedymina do Szczawna Zdroju. Potem przez osiedle Konradów w kierunku Chełmca. Po drodze minęłam przepięknie usytuowany cmentarz – na skraju osiedla, na wzniesieniu, otoczony pierścieniem topoli. A na samym ‘cypelku’ lekko wybijającym się ponad zboczem – kaplica cmentarna. Nie lubię rozmyślać o takich rzeczach, ale stwierdziłam, że to jedno z najpiękniej zlokalizowanych miejsc ostatniego spoczynku, jakie widziałam.gw_kaplica.JPG
Szlak przecina dawną linię kolejową. Tja… został tylko nasyp i tunel. Nie ma torów, nie ma podkładów, wszystko zarośnięte, a z drugiej strony właśnie powstaje nowy domek jednorodzinny. Niegdyś wykorzystywane była do transport węgla z lokalnych kopalni, ale węgiel się skończył, kopalnie zamknięto, tory rozkradziono. Co za brak wyczucia interesu. Owszem to nie Alpy, ale jestem pewna, że byłyby tłumy chętnych by przejechać się kolejką wokół kotliny wałbrzyskiej i dalej po Górach Sowich. Ale przecież to dobro poniemieckie.. najlepiej zniszczyć/rozkraść.. (* dowiedziałam się, że linia ta była nawet zelektryfikowana! ale cała trakcja padła łupem naszych radzieckich wyzwolicieli..)
Potem dłuższy odcinek przez buczynowy las. Jak mnie takie miejsca rozstrajają ;). Liście we wszystkich odcieniach jesieni, siwe pnie drzew i słońce przeświecające między koronami. Zakrawa prawie na kicz :happy_tb:. Tak piękne, że człowiek dochodzi do wniosku, że życie jest wspaniałe i nie ma sensu zatruwać go jakimiś idiotycznymi problemami.
Ostatni odcinek przed szczytem dał mi popalić (mogę powiedzieć to teraz, dwa dni później, czując położenie każdego pojedynczego mięśnia łydki; uahh.. zbyt dawno nie biegłam po górach). Na odcinku 900 m teren wznosi się o 320 m; to daje kąt nachylenia zbocza jakieś 35%. Sam szczyt nie zachwyca. Jest tam olbrzymi metalowy krzyż (architektonicznie o niebo lepszy od tego na Giewoncie 😉 postawiony z okazji drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa. Od 1888 r. jest tam również wieża widokowa w kształcie ruin zamku. gw_znak.JPG Przez wiele lat zaniedbana (dobro poniemieckie..) wpadła w oko wałbrzyskim krótkofalowcom, którzy nie dość że ją wyremontowali, to jeszcze udostępniają turystom (niestety tylko w weekendy :sad_tb:). Tak więc nie miałam okazji, by obejrzeć panoramę ze szczytu, która swym zasięgiem obejmuje również Karkonosze.
A potem w dół do Boguszowa – Gorce trasą dojazdową, więc bez żadnych trudności. Wzdłuż niej biegnie droga krzyżowa górniczego trudu. Czekała tam na mnie niesamowita niespodzianka! Niemiecki drogowskaz turystyczny, ustawiony przez W.G.V.! Nie wiem jak się uchował, ale jestem przeszczęśliwa, że go znalazłam.
Przez Boguszów – Gorce, potem leśną drogą, dotarłam do Sobięcina. A stamtąd dalej do Wałbrzycha. Na własne oczy przekonałam się, że to górniczego niegdyś miasto ma obecnie do zaoferowania znacznie więcej. Ale o tym napiszę osobno. Znowu się rozbrykałam ;).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *