O wiośnie, sałatkach i OCTACH ;-)

Zbliżająca się wiosna powoduje, że moje ciało nagle zaczyna żądać zupełnie innych składników odżywczych. Gęste, zawiesiste zupy tracą na atrakcyjności, rozpływające się w gęstym sosie mięsko nie jest już tak kuszące i nawet duszone na parze brokuły nie cieszą.
Zaczyna mi się chcieć sałatek. Duuużo, najlepiej i na lunch i na obiad :-). Ewentualnie w akompaniamencie jakiejś lekkiej czystej zupy.
A żeby sałatki nie zrobiły się nudne, by używając nawet tych samych składników osiągnąć inny efekt smakowy, warto poświęcić trochę uwagi dressingom. A zwłaszcza octom, które odgrywają niesamowitą rolę w zaspokajaniu wyrafinowanych potrzeb moich kubków smakowych ;-).

octy

„Moje” octy (od lewej): ryżowy, balsamiczny z dzikimi jagodami, biały balsamiczny, zwykły balsamiczny, jabłkowy, truskawkowy, malinowy, z białego wina.

Stosowany w małych ilościach ocet pobudza apetyt, nadając potrawom lekko kwaskowy smak. Powstaje w wyniku fermentacji octowej alkoholu, bądź to spirytusu, który daje najpopularniejszy chyba w Polsce ocet spirytusowy, bądź też wina, w rezultacie którego powstaje ocet winny.
Octu spirytusowego w kuchni nie używam. W ogóle. Nawet do odkamieniania garnków ;-).
Ale winne octy, to zupełnie co innego. Zawsze obecne w mojej kuchni to biały i czerwony używane na podobnej zasadzie jak wina. Czerwony w sałatkach, które są „ cięższe” np. z szynką parmeńską, czy smażonymi w woku kawałeczkami marynowanej wołowiny. Albo z zieleniną serwowaną jako dodatek do mięsnych dań. Biały idzie do sałatek „liściastych” i owocowych, wzbogaconych ewentualnie kawałkami kurczaka czy indyka.
ocet balsamicznyNajbardziej wyrafinowana wersja octu winnego, to ocet balsamiczny. Jedyny prawdziwy produkowanych jest w Modenie i Reggio Emilia (Włochy) z białych winogron trebbiano, i dojrzewa w drewnianych beczkach od 6 do 25 (!) lat. Im starszy ocet, tym ciemniejszy, gęstszy, bardziej wyrazisty w smaku, a jego cena osiąga pułap, na który niestety nie mogę sobie pozwolić :-(.
Ze względu na wyrazisty smak wymaga ostrożności w stosowaniu, by nie „zagłuszyć” naturalnego smaku potrawy, a jedynie go wzbogacić. Kilka kropel na sałatce z kawałkami fety, sera pleśniowego lub Parmigiano Reggiano, albo na sałatce owocowej, zwłaszcza z truskawkami. Mniam. Specjalne miejsce w moim sercu i kuchni zajmuje ocet balsamiczny wzbogacony dzikimi jagodami. Słodki tak, że można go pić łyżeczkami :-), jest niezastąpiony przy doprawianiu truskawek. Albo na pocieszenie, po beznadziejnym dniu, serwowany z tradycyjną sałatką caprese (pomidorki, mozarella, bazylia, oliwa, w mojej wersji czasem również orzeszki pinii).
Opcjonalnie, jeśli zależy mi bardzo na efekcie wizualnym, zwykły ocet balsamiczny zastępuję białym. W procesie produkcji nie jest on poddawany karmelizacji oraz dodatkowo dojrzewa w beczkach ze stali, co pozwala mu zatrzymać naturalny jasny kolor.
Równie często sięgam po octy owocowe, wytwarzane z przefermentowanych moszczów owocowych. Najłatwiej dostępny to ocet jabłkowy, ale u mnie w kuchni goszczą również octy malinowe i truskawkowe. Ocet jabłkowy używam jako podstawowy, do wszystkiego 😉 (taki odpowiednik octu spirytusowego w tradycyjnej polskiej kuchni). Malinowy natomiast komponuje się wyśmienicie z sałatkami, w których obecna jest feta czy sery pleśniowe. Na przykład roszponka, gruszki, orzechy włoskie i ser pleśniowy (na zdjęciu poniżej, po lewej). Albo rukola z czerwonymi winogronami i fetą… (na zdjęciu poniżej, po prawej). Ach, rozmarzyłam się.

salatki

Ostatni (co nieznaczny, że najmniej ważny) z octów obecnych w mojej kuchni to ocet ryżowy, tradycyjnie produkowany z gorszych gatunków sake (wódki ryżowej). Bardzo lekki i delikatny, właściwie nigdy nie gości w moich sałatkach. Za to jest niezastąpiony przy gotowaniu dań z kuchni chińskiej i japońskiej.
Jeej.. to pisanie o octach sprawiło, że zrobiłam się głodna. Bardzo głodna. Pędzę przyrządzić sobie coś pysznego ;-).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *